Myślę, że wielu czytelników trylogii Millennium nawet w najśmielszych snach nie przypuszczało, że na rynku czytelniczym pojawi się kolejny czwarty tom tej sagi. Jesienią 2013 roku wydawnictwo Norstedts wydało oświadczenie, że słynny bestseller doczeka się kontynuacji. Wiele kontrowersji wzbudziła sytuacja dotycząca spadku po Stiegu Larssonie, ponieważ prawa do spadku otrzymali brat i ojciec autora, z którymi pisarz przez długi czas nie utrzymywał kontaktu. Według opinii wszystko powinna odziedziczyć wieloletnia partnerka Larssona Eva Gabrielsson, która miała wpływ na te bestsellery książkowe, ponieważ współpracowała nad ich kształtem. Dodatkowo Eva znajduje się w posiadaniu szkicu czwartej części oczywiście pióra Larssona.

Wielkim zaskoczeniem okazał się także wybór autora, który miał się podjąć kontynuacji dzieła. Mianowicie wydawnictwo postawiło na Davida Lagercrantza, który do tej pory specjalizował się w biografiach celebrytów i naukowców. Nie chodziło tylko o książki, których był autorem, ale o jego życiorys. W przeciwieństwie do Larssona Lagercrantz wywodzi się z zamożnej rodziny ludzi nauki, Larsson z klasy robotniczej było człowiekiem z misją, który czerpał energię ze swojej złości do tego co dzieje się w polityce, w świecie układów. Tu pojawiło się pytanie czy Lagercrantz może dostrzec to samo co Larsson?

Czy warto przeczytać?

Zacznijmy od warsztatu pisarskiego Lagercrantza. Jeżeli przyjrzymy się książce tylko w kategoriach kunsztu pisarskiego to pojawią się opinie, że technicznie powieść jest dobra. Dlaczego? Historia opowiedziana przez autora wciąga czytelnika, intryga kryminalna jest skonstruowana w taki sposób, aby zaintrygować i trzymać w napięciu do samego końca, a większość postaci to osoby oryginalne i nietuzinkowe. Ponieważ chyba najbardziej kontrowersyjna książka roku 2015 powstawała w ścisłej konspiracji, a do próbek tekstów dostęp mieli nieliczni, wszyscy zainteresowani czytelnicy czekali z niecierpliwością na gotowy produkt. Lagercrantz nie korzystał z notatek Larssona, dlatego największa obawa dotyczyła dużej rozbieżności między losami Michaela Blomkvista i Lisabeth Salander z pierwszych części z losami z nowego tomu czwartego.

Jeśli chodzi o fabułę książki to oczywiście jest ona skonstruowana tak, aby wprowadzić czytelnika w dziennikarski świat Blomkvista i hackerskie życie Salander. Losy obu postaci w pewnym momencie krzyżują się. Słynny dziennikarz przeżywa kryzys w swojej karierze, jego teksty znaczą coraz mniej, a on sam staje się obiektem kpi młodszego dziennikarskiego pokolenia. Wie, że potrzebny jest temat, który wprowadzi go znowu na dziennikarskie tory i go znajduje. Chodzi o kradzież skomplikowanej dla zwykłego śmiertelnika technologii informatycznej dotyczącej badań nad sztuczną inteligencją. I tu na scenie powieści pojawia się Salander, która miała kontakty z okradzioną firmą. Zaczyna się współpraca, która zaowocuje między innymi włamaniem się na serwery amerykańskiej Agencji Bezpieczeństwa Narodowego.

Każdy kto przeczyta Co nas nie zabije zorientuje się, że autor nie wniósł nic nowego i odkrywczego do rysu głównych postaci. Zgodnie z przewidywaniami wielu osób Lagercrantz nie pisze z takim pazurem jak Larsson, nie jest tak prowokacyjny, ale mimo to książka trzyma poziom. Zakończenie natomiast sugeruje, że nie będzie to definitywny koniec poczynań Blomkvista i Salander.